Witam w kolejnej odsłonie. Po zaproszeniu do tego działu, poddaję się presji moda i zaczynam tu, ale sądzę, że skończę znów w niższej lidze... Zwłaszcza z tym tematem.
No i stało się, wywołałem WILKA z lasu. Dlaczego pływadełko? Hangary już mają za swoje, teraz czas wejść w marynistykę. Dlaczego to pływadełko? Bo chciałem potrenować podposzycia, a tu jest tego dość. Poza tym, czytałem gdzie niegdzie, że opracowanie nie jest szczególnie dokładne, tak więc jest to trening na myślenie, przewidywanie a poza tym będzie można potrenować dość różnych technik, wraz ze szpachlowaniem, malowaniem i innymi, cholera wie jakimi jeszcze. A ponieważ dzięki koledze Absurd’owi wpadł mi ten model w rączki, relację tę traktuję jako sponsorowaną.
Nie obrażę się za wszelkie uwagi porady, reminiscencje, zdjęcia i linki przed, w czasie i po, o Waszych doświadczeniach z tym modelem lub jemu podobnymi. Mimo, że traktuję to raczej jako poligon doświadczalny, mimo wszystko będę się starał doprowadzić budowę do szczęśliwego końca, jeżeli tylko pozostanę przy zdrowych zmysłach i starczy mi cierpliwości. Na pewno nie będzie to relacja błyskawiczna, oj nie.
Jako metodę na podposzycie na pierwszy ogień postanowiłem spróbować to, co zastosował ZbiG w swoim ORLE, czyli pianka do kwiatków, szpachla i szlifowanie, potem poszycie.
Na początek podklejone wręgi i podłużnice (fot 2), ładnych kilka godzin oddzielania niepotrzebnego kartonu i pasowanie (fot 3). Specjalnie nie sklejałem podłużnic w jedną całość na kartonie, gdyż chciałem zachować możliwość korekty. (Potem dopiero się okazało, że błędy są tak duże, ze korekta musi być zrobiona na samym początku, ale o tym później). Jako bazę przyjąłem podłużnicę pokładu (E1-3) i do niej pasowałem podłużnicę pionową (A1-3) oraz jej górną krawędź (fot 4), czyli linię pokładu – ta akurat musi być prosta . Na początku nie było źle, miejsca wręgów pasowały w miarę w miarę. W takim razie do podłużnicy pionowej dopasowałem wręgi (W1-9) na wysokość (mało który pasował), ale to był akurat mały problem. Potem CR na brzegi. Kolejna przymiarka i sprawdzenie (fot 5 i 6). Na tym etapie wszystko jest jeszcze łączone na taśmę klejącą. Wręgi w stosunku do pokładu pasują, i tu zastosowałem łączenie podłużnicy pionowej sposobem opatentowanym przez QŃ’a. Na taśmie klejącej przyklejam jedną część podłużnicy (fot 8.), za pomocą L-ownika metalowego dopasowuję drugą część i też przyklejam na styk. Zginam przyklejone części i w szparę aplikuję SG (fot 9), potem znów składam na płasko. Nadmiar SG jaki wyjdzie wycieram, bo potem ciężko będzie to szlifować na równo. Tak samo z 3 elementem podłużnicy. Jak już wyschło, szlif, wklejenie wręg no i czekamy, aż wyschnie (fot 10). Myślałem, że tu nie jest jeszcze tak źle (fot 11 – 15)
1. 2. 3. 4. 5.
6. 7. 8. 9. 10.
11. 12. 13. 14. 15.
No nic poczekamy, zobaczymy. Kolej na podłużnicę linii wodnej, żeby pasowała, to nie powiem, Może wzdłuż osi okrętu jest ok., ale szerokości?? Nijak do siebie i do wręgów (fot 15). Najpierw przymierzyłem je do siebie i sprawdziłem ich symetryczność, czyli coś o czym należy zapomnieć. Na szczęście nie ciąłem nic, tylko zaznaczyłem sobie miejsca odchyłek. A po włożeniu we wcięcia we wręgach? No, nie wszystkie odchyłki zgadzały się z szerokością wręg. Wniosek? Wręgi też nie są symetryczne . Poza tym po spasowaniu podłużnicy pionowej „na styk” pomiędzy kolejnymi segmentami podłużnicy linii wodnej są odstępy ok. 1mm. To się akurat da zrobić podczas ich łączenia bez specjalnego problemu, Tylko że i tak już brakuje mi 1mm na podłużnicy pionowej….. zaczyna się wesoło Już z pierwszych przymiarek wiem, że one też nie pasują.
W końcu uznałem, że cała ta robota to o kant potłuc, tak więc ten nieszczególnie udany szkielet wykorzystałem do poznania metody podposzycia ZbiG’a (bardzo zgrubnie), aby poznać za i przeciw. Za – chyba szybkość wykonania, możliwość naprawdę dobrego dopasowania do kształtu. Przeciw – strasznie brudna metoda, jak się nie ma odpowiedniego miejsca, warsztatu, ogródka to w mieszkaniu nie do zrobienia bez awantury ze strony osoby sprzątającej dom (patrz – żona, matka itp.). Poza tym ta metoda wymaga trochę wprawy. Moje błędy – nie ta pianka – są dwa rodzaje, zielona na mokro i blado kawowa na sucho. Oczywiście ta druga droższa, ale to ją trzeba zastosować. Poza tym nie było kitu szklarskiego zastosowanego przez ZbiG’a (Beckers), wziąłem inny – porażka. Był po prostu za gęsty i nie można go było rozprowadzić po gąbce – po prostu zamiast oddzielić się od szpachelki zrywał gąbkę. Dlatego wziąłem w ręce gotową masę szpachlową do drewna Pufa. Trochę rzadsza i łatwiej nałożyć, co nie oznacza, że łatwo. Trochę wprawy trzeba mieć. Ale trening czyni mistrza, już wiem co i jak w tej metodzie.
Dlatego też, mając na względzie, że szkielet i tak jest po prostu do …… @#%$^%*#, zdecydowałem się, że zrobię go od nowa na podstawie skanów. Przemierzyłem wszystkie wymiary i zacząłem poprawiać rysunki. Odchyłki w wymiarach podłużnic wynosiły od 0,5 do 4mm!! Zainteresowanym mogę podesłać kalkulacje.
Kolejne kroki:
1. Sprawdziłem najpierw długość podłużnicy pionowej A1-3w stosunku do podpokładu E1-2 i do burt. Okazało się, że prawa burta jest o 2 mm za długa. Jednak wymiary lewej burty i podłużnic zgadzały się. Dlatego to zostało mianowane jako baza pozostałych wymiarów.
2. Sprawdzenie symetryczności wręgów, no było kilka kwiatków.
3. Sprawdzenie wysokości wręgów do burty, a potem podłużnicy A do wysokości wręgów – praktycznie wszystko do zamiany.
4. Rozstaw wręgów na podłużnicy A i E był zgodny, dlatego na pozostałych podłużnicach dostosowywałem odpowiednie wymiary do tych właśnie. Trzeba nie tylko skracać długości, ale także umiejscowienie poszczególnych nacięć wręgów. Zabawa przednia, zapewniam.
Poniżej przykłady arkuszy z naniesionymi miejscami poprawek (jeszcze nie wszystkich) (Ark 1 – 5). Następnym krokiem będzie przerysowanie poszczególnych elementów i sprawdzenie ich pasowania przed podklejeniem na karton. Ale to już chyba w następnym odcinku, bo to naprawdę żmudna robota….
TO co tutaj widzicie zajęło mi praktycznie 2 tygodnie (inne obowiązki też istnieją na świecie) a praktycnzie nie ma nic.... oprócz doświadczenia. Tak więc dopiero teraz zakładam relację, aby praktycznie od początku dzielić się moimi wrażeniami z tego pola walki.
No i stało się, wywołałem WILKA z lasu. Dlaczego pływadełko? Hangary już mają za swoje, teraz czas wejść w marynistykę. Dlaczego to pływadełko? Bo chciałem potrenować podposzycia, a tu jest tego dość. Poza tym, czytałem gdzie niegdzie, że opracowanie nie jest szczególnie dokładne, tak więc jest to trening na myślenie, przewidywanie a poza tym będzie można potrenować dość różnych technik, wraz ze szpachlowaniem, malowaniem i innymi, cholera wie jakimi jeszcze. A ponieważ dzięki koledze Absurd’owi wpadł mi ten model w rączki, relację tę traktuję jako sponsorowaną.
Nie obrażę się za wszelkie uwagi porady, reminiscencje, zdjęcia i linki przed, w czasie i po, o Waszych doświadczeniach z tym modelem lub jemu podobnymi. Mimo, że traktuję to raczej jako poligon doświadczalny, mimo wszystko będę się starał doprowadzić budowę do szczęśliwego końca, jeżeli tylko pozostanę przy zdrowych zmysłach i starczy mi cierpliwości. Na pewno nie będzie to relacja błyskawiczna, oj nie.
Jako metodę na podposzycie na pierwszy ogień postanowiłem spróbować to, co zastosował ZbiG w swoim ORLE, czyli pianka do kwiatków, szpachla i szlifowanie, potem poszycie.
Na początek podklejone wręgi i podłużnice (fot 2), ładnych kilka godzin oddzielania niepotrzebnego kartonu i pasowanie (fot 3). Specjalnie nie sklejałem podłużnic w jedną całość na kartonie, gdyż chciałem zachować możliwość korekty. (Potem dopiero się okazało, że błędy są tak duże, ze korekta musi być zrobiona na samym początku, ale o tym później). Jako bazę przyjąłem podłużnicę pokładu (E1-3) i do niej pasowałem podłużnicę pionową (A1-3) oraz jej górną krawędź (fot 4), czyli linię pokładu – ta akurat musi być prosta . Na początku nie było źle, miejsca wręgów pasowały w miarę w miarę. W takim razie do podłużnicy pionowej dopasowałem wręgi (W1-9) na wysokość (mało który pasował), ale to był akurat mały problem. Potem CR na brzegi. Kolejna przymiarka i sprawdzenie (fot 5 i 6). Na tym etapie wszystko jest jeszcze łączone na taśmę klejącą. Wręgi w stosunku do pokładu pasują, i tu zastosowałem łączenie podłużnicy pionowej sposobem opatentowanym przez QŃ’a. Na taśmie klejącej przyklejam jedną część podłużnicy (fot 8.), za pomocą L-ownika metalowego dopasowuję drugą część i też przyklejam na styk. Zginam przyklejone części i w szparę aplikuję SG (fot 9), potem znów składam na płasko. Nadmiar SG jaki wyjdzie wycieram, bo potem ciężko będzie to szlifować na równo. Tak samo z 3 elementem podłużnicy. Jak już wyschło, szlif, wklejenie wręg no i czekamy, aż wyschnie (fot 10). Myślałem, że tu nie jest jeszcze tak źle (fot 11 – 15)
1. 2. 3. 4. 5.
6. 7. 8. 9. 10.
11. 12. 13. 14. 15.
No nic poczekamy, zobaczymy. Kolej na podłużnicę linii wodnej, żeby pasowała, to nie powiem, Może wzdłuż osi okrętu jest ok., ale szerokości?? Nijak do siebie i do wręgów (fot 15). Najpierw przymierzyłem je do siebie i sprawdziłem ich symetryczność, czyli coś o czym należy zapomnieć. Na szczęście nie ciąłem nic, tylko zaznaczyłem sobie miejsca odchyłek. A po włożeniu we wcięcia we wręgach? No, nie wszystkie odchyłki zgadzały się z szerokością wręg. Wniosek? Wręgi też nie są symetryczne . Poza tym po spasowaniu podłużnicy pionowej „na styk” pomiędzy kolejnymi segmentami podłużnicy linii wodnej są odstępy ok. 1mm. To się akurat da zrobić podczas ich łączenia bez specjalnego problemu, Tylko że i tak już brakuje mi 1mm na podłużnicy pionowej….. zaczyna się wesoło Już z pierwszych przymiarek wiem, że one też nie pasują.
W końcu uznałem, że cała ta robota to o kant potłuc, tak więc ten nieszczególnie udany szkielet wykorzystałem do poznania metody podposzycia ZbiG’a (bardzo zgrubnie), aby poznać za i przeciw. Za – chyba szybkość wykonania, możliwość naprawdę dobrego dopasowania do kształtu. Przeciw – strasznie brudna metoda, jak się nie ma odpowiedniego miejsca, warsztatu, ogródka to w mieszkaniu nie do zrobienia bez awantury ze strony osoby sprzątającej dom (patrz – żona, matka itp.). Poza tym ta metoda wymaga trochę wprawy. Moje błędy – nie ta pianka – są dwa rodzaje, zielona na mokro i blado kawowa na sucho. Oczywiście ta druga droższa, ale to ją trzeba zastosować. Poza tym nie było kitu szklarskiego zastosowanego przez ZbiG’a (Beckers), wziąłem inny – porażka. Był po prostu za gęsty i nie można go było rozprowadzić po gąbce – po prostu zamiast oddzielić się od szpachelki zrywał gąbkę. Dlatego wziąłem w ręce gotową masę szpachlową do drewna Pufa. Trochę rzadsza i łatwiej nałożyć, co nie oznacza, że łatwo. Trochę wprawy trzeba mieć. Ale trening czyni mistrza, już wiem co i jak w tej metodzie.
Dlatego też, mając na względzie, że szkielet i tak jest po prostu do …… @#%$^%*#, zdecydowałem się, że zrobię go od nowa na podstawie skanów. Przemierzyłem wszystkie wymiary i zacząłem poprawiać rysunki. Odchyłki w wymiarach podłużnic wynosiły od 0,5 do 4mm!! Zainteresowanym mogę podesłać kalkulacje.
Kolejne kroki:
1. Sprawdziłem najpierw długość podłużnicy pionowej A1-3w stosunku do podpokładu E1-2 i do burt. Okazało się, że prawa burta jest o 2 mm za długa. Jednak wymiary lewej burty i podłużnic zgadzały się. Dlatego to zostało mianowane jako baza pozostałych wymiarów.
2. Sprawdzenie symetryczności wręgów, no było kilka kwiatków.
3. Sprawdzenie wysokości wręgów do burty, a potem podłużnicy A do wysokości wręgów – praktycznie wszystko do zamiany.
4. Rozstaw wręgów na podłużnicy A i E był zgodny, dlatego na pozostałych podłużnicach dostosowywałem odpowiednie wymiary do tych właśnie. Trzeba nie tylko skracać długości, ale także umiejscowienie poszczególnych nacięć wręgów. Zabawa przednia, zapewniam.
Poniżej przykłady arkuszy z naniesionymi miejscami poprawek (jeszcze nie wszystkich) (Ark 1 – 5). Następnym krokiem będzie przerysowanie poszczególnych elementów i sprawdzenie ich pasowania przed podklejeniem na karton. Ale to już chyba w następnym odcinku, bo to naprawdę żmudna robota….
TO co tutaj widzicie zajęło mi praktycznie 2 tygodnie (inne obowiązki też istnieją na świecie) a praktycnzie nie ma nic.... oprócz doświadczenia. Tak więc dopiero teraz zakładam relację, aby praktycznie od początku dzielić się moimi wrażeniami z tego pola walki.
Aby palce były w stanie wykonać to czego oczy nie widzą a głowa wymyśli / Nikt nie mówił, że będzie łatwo i dotrzymał słowa
W stoczni # Hall of fames: Mosquito / PZL P11c / RXIIID Lublin / P47D-11 Thunderbolt / HMS Ark Royal Mosq uito
W stoczni # Hall of fames: Mosquito / PZL P11c / RXIIID Lublin / P47D-11 Thunderbolt / HMS Ark Royal Mosq uito