15-08-2019, 05:35
Cześć
Dawno dawno temu, jeszcze w latach 90-tych poprzedniego wieku miałem żaglowiec z klocków Lego. Nazywało się to bodajże Okręt Admiralski - może ktoś pamięta ten zestaw. Jeden maszt, dwie armaty, krótki pękaty kadłub. Mając 6-7 lat byłem przekonany, że on jest taki mały i tak słabo uzbrojony, bo to przecież zabawka, poza tym każde dziecko wiedziało, że prawdziwy żaglowiec ma 3 maszty i co najmniej kilkadziesiąt dział. Będąc już dużo starszym dowiedziałem się, że wizja producentów klocków Lego nie była wcale odległa od rzeczywistości. Poza wielkimi trójmasztowcami pływała po morzach i oceanach cała masa małych okrętów z jednym masztem. To właśnie takie małe i słabo uzbrojone jednostki królowały na wodach wokół Karaibów i były chętnie wykorzystywane przez tamtejszych piratów.
Zrządzeniem losu ponad 20 lat później zacząłem kleić modele żaglowców. Jak na razie wszystkie z nich to małe jednomasztowe jednostki. Była Muleta, był HMS Speedy, przyszła pora na HMS Fly, który jest tematem niniejszej galerii.
Fly'a zacząłem kleić na początku stycznia tego roku, skończyłem kadłub i zrobiłem 3 miesiące przerwy. Dwa miesiące temu wróciłem do prac nad modelem, które dziś udało mi się zakończyć.
Model jest bardzo fajny i dobrze spasowany - z jednym wyjątkiem. Pięć oklejek kadłuba jest za krótkich. Potem wszystko wraca do normy. Korzystając z rezerwy koloru dosztukowałem brakujące kawałki. Gdybym kleił model jeszcze raz pewnie użyłbym do podklejania tekturą kleju wodnego i naciągnął trochę te elementy. Myślę, że brakujące 1-1,5mm udałoby się w ten sposób zyskać.
Zredukowałem nieco ożaglowanie w stosunku do tego co przewidziano w projekcie, zrezygnowałem ze wszystkich żagli dodatkowych. Sądzę, że to była dobra decyzja, bo i tak miałem trochę problemów z zawiązaniem wszystkich linek. Na żagle użyłem zbyt grubego materiału, nie dało się go ułożyć naturalnie, stąd żagiel gaflowy w stanie zwiniętym. Robiłem go dwa razy i dwa razy byłem niezadowolony z efektu.
Nie zrobiłem również falkonetów, jakoś mi tak było z nimi za gęsto na burtach. Myślę, że nie jest to konfiguracja nierealna, zwłaszcza, że uzbrojenie żaglowców nie było mocowane na stałe i często się zmieniało.
Więcej grzechów nie pamiętam, zapraszam do oglądania.
Dawno dawno temu, jeszcze w latach 90-tych poprzedniego wieku miałem żaglowiec z klocków Lego. Nazywało się to bodajże Okręt Admiralski - może ktoś pamięta ten zestaw. Jeden maszt, dwie armaty, krótki pękaty kadłub. Mając 6-7 lat byłem przekonany, że on jest taki mały i tak słabo uzbrojony, bo to przecież zabawka, poza tym każde dziecko wiedziało, że prawdziwy żaglowiec ma 3 maszty i co najmniej kilkadziesiąt dział. Będąc już dużo starszym dowiedziałem się, że wizja producentów klocków Lego nie była wcale odległa od rzeczywistości. Poza wielkimi trójmasztowcami pływała po morzach i oceanach cała masa małych okrętów z jednym masztem. To właśnie takie małe i słabo uzbrojone jednostki królowały na wodach wokół Karaibów i były chętnie wykorzystywane przez tamtejszych piratów.
Zrządzeniem losu ponad 20 lat później zacząłem kleić modele żaglowców. Jak na razie wszystkie z nich to małe jednomasztowe jednostki. Była Muleta, był HMS Speedy, przyszła pora na HMS Fly, który jest tematem niniejszej galerii.
Fly'a zacząłem kleić na początku stycznia tego roku, skończyłem kadłub i zrobiłem 3 miesiące przerwy. Dwa miesiące temu wróciłem do prac nad modelem, które dziś udało mi się zakończyć.
Model jest bardzo fajny i dobrze spasowany - z jednym wyjątkiem. Pięć oklejek kadłuba jest za krótkich. Potem wszystko wraca do normy. Korzystając z rezerwy koloru dosztukowałem brakujące kawałki. Gdybym kleił model jeszcze raz pewnie użyłbym do podklejania tekturą kleju wodnego i naciągnął trochę te elementy. Myślę, że brakujące 1-1,5mm udałoby się w ten sposób zyskać.
Zredukowałem nieco ożaglowanie w stosunku do tego co przewidziano w projekcie, zrezygnowałem ze wszystkich żagli dodatkowych. Sądzę, że to była dobra decyzja, bo i tak miałem trochę problemów z zawiązaniem wszystkich linek. Na żagle użyłem zbyt grubego materiału, nie dało się go ułożyć naturalnie, stąd żagiel gaflowy w stanie zwiniętym. Robiłem go dwa razy i dwa razy byłem niezadowolony z efektu.
Nie zrobiłem również falkonetów, jakoś mi tak było z nimi za gęsto na burtach. Myślę, że nie jest to konfiguracja nierealna, zwłaszcza, że uzbrojenie żaglowców nie było mocowane na stałe i często się zmieniało.
Więcej grzechów nie pamiętam, zapraszam do oglądania.