95. PRZYPISEK DO MODELU JACHCIKA "CARO"
W zwiąku z zamieszczeniem w moim "Archiwum ZbiG'a" zdjęć modelu mojego jachcika pod tytułem "CARO" chciałbym ukazać również kilka historyjek z nim związanych.
Modelik wykonałem w skali 1:20 na podstawie pomiarów oryginału z materiałów różnych: drewno, karton, PCV, drut, itp, itp... - żagle z dakronu. Napisy wyciąłem i nakleiłem z folii samoprzylepnej.
Historyjki żeglarskie ująłem w formę anegdoty opartej jednakowoż ściśle o zaistaniałe fakty, które miały miesce podczas żeglowania na jeziorach wdzydzkich na przestrzeni lat dwudziestu (1993 - 2013) łódeczką "CARO".
Na początek przedstawimy jachcik, któren głównym bohaterem opowiadań będzie:
- jest to łódka typu "Karolinka", budowy amatorskiej z laminatów poliestrowo szklanych. Jej długość - to 6 m, szerokość - 2,20 m, podstawowa pow. żagla - 15 mkw. Duża masa (pustej łodzi) - 970(!) kG wynika z dużej grubości skorupy kadłuba.
Po zakupie łódki ( sierpień 1993) w stanie kwlifikującym się do remontu kapitalnego i dopływaniu na niej do końca sezonu ustaliłem zakres robót, które należałoby wykonać; było tego dużo. Przede wszystkim wnętrze i ożaglowanie!
Po przewiezieniu pożyczoną przyczepą łódki do domu umiejscowiłem ją w garażu zabrałem się do roboty.
Więc: wypatroszyłem całe wnętrze do gołego laminatu CAŁĄ skorupę, usuwając starą, śmierdzącą gumą wykładzinę. Całe wnętrze wykleiłem styropianem o grubości 20 mm. Wszystkie wolne przestrzenie np pod kojami wypełniłem styropianem, coby uzyskać komory wypornościowe na przypadek wywrotki (sie później sprawdziły!)W części dziobowej, gdzie urządziłem "sypialnię", na styropian przykleiłem lekką, bardzo przyjemną w dotyku i nienasiąkliwą wykładzinę. W mesie na styropian położyłem bardzo cienką (grub. 5 mm) boazerię świerkową, która po położeniu lakieru dawała niepowtarzalną atmosferę i nastrój podczas dłuuugich posiedzeń żeglarzy przy lampce "czegóś tam" pod słoninkę i ogóreczka... Mesa miała swój niepowtarzalny klimat: - to nie nowoczesna, plastykowa "mydelniczka"! Wymieniłem okna na nadbudówce. Oświetlenie - lampa na baterię, stylizowana na lampę naftową, lub świece. Część rufowa - to kokpit i część gopodarcza: magazynki z bakistami, miejsce na butlę gazową z palnikiem, itp, itp. Uszczelniłem skrzynię mieczową i zamontowałem system z windą do podnoszenia miecza. Miecz ważył ok 100 kG, a sworzeń, na którym był zawieszony nie był już w najlepszym stanie - więc sworzeń wymieniłem również. Kadłub, po szpachlowanu i oszlifowaniu pomalowałem odpowiednią dwuskładnikową farbą poliestrową w części nawodnej, a farbą antyosmotyczną, wodoodporną i antyporostową - część podwodną. Stalowy (uchylny) miecz - farbą antykorozyjną, wodoodporną i przeciwporostową. Napisy i numery: stratowy i rejestracyjny - wyciąłem z folii samoprzylepnej i nakleiłem w miejscach do tego przeznaczonych. Dokładnie tej samej folii użyłem do przysposobienia napisów na modelu.
Na rufie - zamiast pantografu do przykręcenia silnika przyczepnego zamontowałem obrotową dulkę, w której osadzałem długie wiosło do napędu łódki "na śrubkę"; o popychaniu przeszło tonowej łodzi ze stosunkowo wysoką wolną burtą jednym pagajem, z tejże burty - przy samotnym pływaniu niemożliwym było albowiem. Śrubkując wiosełkiem potrafiłem przepłynąć nwet około 10 km bez specjalnego wysiłku; oczywista, wymagało to nieco wprawy...
Na motorek tymczasem środków zabrakło.
Wkonałem również nowe jarzmo steru, podnoszoną płetwę i rumpel.
Osobnym zagadnieniem było ożaglowanie. Łódka była wyraźnie niedożaglowana! Poza tym nie chciała chodzić ostro na wiatr, Pływała wyraźnie "opornie", natomiast bardzo chętnie i głęboko, aż do wywrotki(!) kładła się na burtę.Trzeba było cóś z tym zrobić; to było po prostu niebezpieczne, co stwierdziłem cudem niemal unikając kilkakrotnie całkowitej wywrotki. Ratował mię w takich przypadkach ciężki miecz, na który wyskakiwałem w momentach krytycznych, wyłażąc po takiej "akcji" na pokład całkowicie przemoczony.
I wściekły. Zamoczyć doope jesienią w naszem klimacie do przyjemności nie należy albowiem.
Po nastaniu cieplejszej już pory roku i wyprowadzeniu się na świeże powietrze wziąłem się za całą resztę: nie będę zagłębiał się w szczegóły, dość powiedzieć, iż zainstalowałem nowy, dużo lżejszy i wyższy i 1 metr maszt, któren osadzon w odpowiednim jarzmie można było łatwo położyć, zrobiłem nowe wanty, nowy forsztag - i achtersztag, nową głowicę na topie, uszyliśmy z żaglomistrzem (który należał do naszej załogi) nowe, zaprojektowane przeze mnie żagle, na pokładzie dostawiłem nowe szyny do wózków szotowych, założyłem nową alumuniową odbojnicę, wzmocniłem zamocowanie kosza dziobowego i stójek relingu, uszczelniłem zejściówkę i forluk... Poza tym - rózne inne takie tam kabestany, knagi, pieski, roller foka, jakieś przeciwślzgowe kawałki na pokładzie, itp,itp... Powierzchnia żagli podstawowych zwiększyła się do 17 mkw, ponadto mogłem postawić genuę o pow 15 mkw, a w czasach późniejszych, po dorobieniu odpowiedniego oprzyrządowania - blister o pow. ok. 20 mkw. W sumie największa powierzchnia żagla, jaką mogłem jednocześnie postawić wynosiła aż 45 mkw!!! (grot, genua, blister) otóż. Na łódkę tej wiekości to ewenement. Aliści to czysta teoria: nigdy nie było takiej potrzeby, ani też prostym to nie było; - to wyższa szkoła jazdy...
Ten nieco przydługi opis prac zamieściłem głównie dla gości nie do końca zaznajomionych z tą ciemniejszą stroną żeglarstwa: - a to jeszcze nie wszystko! Przecie wszystkie te rzeczy kosztują; - i to wcale nie mało...
Ponadto nie dysponując zapasem gotówki nie mogłem zakupić odpowiedniaj przyczepy podłodziowej. A, skoro nie można zakupić, to należy ją po prostu - ZBUDOWAĆ!
Więc - zbudowałem przyczepe własnej konstrukcji. Postarałem się, aby miała możliwie jak najniżej punkt ciężkości, a przy tem stosunkowo duży prześwit i mały ciężar własny. Przyczepa nader udaną sie okazała: załadowana łódką przy próbach szybkości do 110 km/h nie wykazywała żadnych niepokojących objawów, a jednocześnie łatwo było wjechać do wody, coby te łodkie wodować. Także samo łatwo było, dzięki windzie, łódkie na przyczepe wyciągnąć.
We wszystkich tych pracach pomagał mi mój zmarły już, niestety (w 2012r), przyjaciel i załogant - Adam. Pływaliśmy razem pod żaglami od 1971 roku. Adam - to osobny rozdział wart opisu.
I - opis ten będzie!
Po tych modyfikacjach należało łódkę opływać.
Aliści inny to już rozdział tej sagi...
Trofieje, które zahaczyłem na stereńkiej "CARO" podczas brania udziału w regatach w ciągu dwóch tylko sezonów: 2005 i 2006. Oczywista, chodzi tutaj o "dorosły" jachcik! Kilka sezonów następnych w regatach startowała wnuczka i też zupełnie dobrze jej szło. I, proszę mi wierzyć: łatwo nie było; - przewaga w jakości sprzętu była dość znaczna. Nowe łódki były przede wszystkim dużo lżejsze! Ważyły przeważnie połowę naszej "karolci". Kto startował kiedykolwiek w jakichś regatach, ten wie, co to znaczy...
I na tem kończę tę swego rodzaju galerię modeli. Było ich znacznie, znacznie więcej, tak ostrożnie licząc - około 500? - zaginęły one w czasie i przestrzeni otóż.
Wszystkim oglądającym dziękuję za uwagę - jeśli jakiś model zdołam jeszcze popełnić, to archiwum uzupełnię...
A na razie -
DO WIDZENIA!
Nie wiem, czy stosownem byłoby ukazać kilka przygód żeglarskich w na wiązaniu do łódki, której model tutaj ukazałem?
Jeśli tak, to osobny wątek trza byłoby utworzyć.