Forum używa ciasteczek
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

A cookie will be stored in your browser regardless of choice to prevent you being asked this question again. You will be able to change your cookie settings at any time using the link in the footer.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nasze dzieciństwo( tekst dla starszych roczników 40+ i wyżej):).
#1
Tak było kiedyś,ech łza sie w oku kręci.Młodzież niech  też poczyta.Smile)

Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka-właściwie na wsi.
Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.
Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy.
Wspominamy z nostalgią nasze szalone lata 80.:

* Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo Higieny Zabaw).

* Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

* Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.

* Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.

* Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

* Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo--jak zwykle.

* Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.

* Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

* Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.

* Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

* Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.

* Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

* W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.

* Pies łaził z nami--bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.

* Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.

* Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

* Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.

* Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.

* Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.

* Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

* Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.

* Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć
kilometrów.

* Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

* Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

* Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

* Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.

* Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

* Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.

* Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

* Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

* Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie--bez beczenia i wycierania ust rękawem.

* Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

* Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.

* Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

* Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.
My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!


Kciół winien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród winien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec praw Kościoła. Żadna religia nie może im przeczyć, odwołując się do prawa boskiego, przeciwnie, każda religia powinna być posłuszna prawom ustanowionym przez naród.
Tadeusz Kościuszko (1746?1817)  generał, bohater  Stanów Zjednoczonych

Odpowiedz
#2
Ahoj!
Ech.......to były piękne czasy. Pamiętam choć mam dopiero lat 39 i pół Wink
Pozdrawiam SZKUTNIK
Odpowiedz
#3
Swiete slowa.....
Zycie w wiekszym miescie roznilo sie tylko tym ze lasu w poblizu nie bylo a i na jablka trzeba bylo na rowerze jechac bo bylo daleko  Smile
Michael Krol
Odpowiedz
#4
Poza spirytusem i sarnimi bobkami wszystko się zgadza.

Dodałbym zabawe w strzelanego do upadłego, bronią były kije, im dłuższy i bardziej przypominający giwerę, tym większy szacun u współwalczących. Broniopodobne zabawki były początkiem końca tej formy aktywności,
And somewhere/There's someone who cares/With a heart of gold/To have and to hold
Odpowiedz
#5
Wiosen mam niej ale podobnie było starszy odpowiadał za młodszego i wszystko grało. Spirytus pamiętam ale stosowano go wówczas na szczęście zewnętrznie czyli tzw. nacieranie co by wypocić się. Pistolety tak  PDT_Armataz_01_28 ale my robiliśmy je z kawałków desek  łącząc elementy gwoźdźmi. Ciekało się całymi grupami  :milgroup: to do lasu, rzekę, budowę, ogniska, szałasy  i najlepiej było tam gdzie nie kazali  :mrgreen: a pasek też był jak się postaraliśmy i na normalnych modelarzy wyrośliśmy PDT_Armataz_01_18.
First comes smiles, then comes lies. Last is gunfire.


Odpowiedz
#6
Eeech, rocznik ponizej 40 tez wiekszosc rzeczy pamieta... Jak pomysle, co robilem bez wiedzy rodzicow, to az boje sie o swoje wlasne dzieci  PDT_Armataz_01_23
Odpowiedz
#7
Haha!
Ja podpaliłem "zdalnie" makulaturę sąsiadowi-magazynował ją mozolnie na balkonie, a ja piętro wyżej bawiłem sie w bitwę o anglię puszczając podpalone samoloty z papieru... :twisted:
...że o różnych innnych experymentach pirotechnicznych nie wspomnę... :vvv:
Pozdrawiam wszystkich!
Odpowiedz
#8
Ja puszczałem z 12 piętra Mustanga z MM-a załadowanego pojemniczkiem z benzyną do zapalniczek( tak młodzieży kiedyś zapalniczki były bez gazu) i z zapalonym lontem. Miał wybuchnąć w powietrzu,ale z niewiadomych przyczyn wpadł w korkociąg,,,wylądował"na balkonie sąsiada (9 piętro) i tam zrobił bum,a przy okazji dużą dziurę w plandece do samochodu m-ki Syrena. Sprawiedliwość miała mi zostać wymierzona po obiedzie.To był najdłuższy obiad w moim życiu,chodziaż bez przystawek :mrgreen:. Oj bolał,deser,bolał.
Ale Mariusz nie podawajmy gotowych przykładów młodym-kopiowanie zabronione :grin:.
Kciół winien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród winien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec praw Kościoła. Żadna religia nie może im przeczyć, odwołując się do prawa boskiego, przeciwnie, każda religia powinna być posłuszna prawom ustanowionym przez naród.
Tadeusz Kościuszko (1746?1817)  generał, bohater  Stanów Zjednoczonych

Odpowiedz
#9
Ja wychowywałem się podobnie, pamiętacie korki do korkowców? Obrane z "obudowy" i rzucane jak granaty? Albo kilka starych zastrzyków w ognisku nad rzeką? To dopiero były fajerwerki.A zimą wszystkie okoliczne górki były oblegane, jeżdziło się na czymkolwiek. Porządne sanki to był super sprzęt.Mam 53 lata, kiedyś było inaczej i jakoś wyrośliśmy na ludzi.
Pozdrawiam
Mariusz
Odpowiedz
#10
Och, a sławetne śruby pamiętacie? Załadowane korkiem albo kapiszonami i rzucone dawały niezły efekt  :milarmata2:
And somewhere/There's someone who cares/With a heart of gold/To have and to hold
Odpowiedz
#11
Razem z braćmi wychowywaliśmy się bardzo podobnie Smile ( ja mam 20 lat, bracia - 30, 17, 15 )
Wprawdzie sarnich bobków nie próbowaliśmy  PDT_Armataz_01_18 ale pamiętam jak po lasach się z patykami biegało. Na wakacje obowiązkowo na rzekę popływać - i chociaż biegaliśmy w miejsce gdzie było ponad 3 metry głębokości to zawsze do domu wracaliśmy Wink
Naukę również zaczynaliśmy od zerówki. Na swoje wydatki zawsze potrafiliśmy zarobić ( zebrało się trochę złomu lub pomogło sąsiadowi ).
I na jabłka się chodziło - a wracało biegiem uciekając przed panią z miotłą ;P
To były czasy... Jednak od jakiegoś czasu wszystko umarło... Znajomi powyjeżdżali, podwórkowe zabawy zastąpił komputer...
Odpowiedz
#12
A kapsle z mieszanką saletry i ....  ale dymiło :mrgreen:
First comes smiles, then comes lies. Last is gunfire.


Odpowiedz
#13
A w przerwach między lekcjami biegiem do piaskownicy tej do skoku w dal,butem robiona trasa,kapsle z butelek i na całego Wyścig Pokoju się odbywał PDT_Armataz_01_22
Odpowiedz
#14
My wieczorami łaziliśmy po krzakach, graliśmy w piłkę do czasu aż jej nie było widać w ciemnościach.
Za słupki służyły nam drzewka rosnące na okolicznych trawnikach (nikt wtedy nie krzyczał, że depczemy trawę).
Czasem wchodziliśmy na dach naszego domu (10-cio piętrowiec) i rzucaliśmy w ludzi torebkami z wodą.
Nikt z dachu nie spadł :twisted:
Generalnie po przyjściu z szkoły rzucało się tornister (takie ustrojstwo do noszenia książek - nikt wtedy nie słyszał o plecakach ani o tym, iż uczniowie za dużo dźwigają rzeczy do szkoły) w kąt pokoju i szło się na podwórko.
Jak popatrzę teraz na tą zblazowaną młodzież to serce się kraje. Niestety moje pociechy są przykładem
postępu cywilizacyjnego.
A propo samolotów - też puszczaliśmy podpalone samoloty z balkonu. Sąsiad pod nami trzymał na balkonie kanistry z benzyną - blok stoi do dzisiaj...
Trzy pierścienie dla królów elfów...
[Obrazek: 3001_30_06_20_1_44_47.jpeg]
 
Odpowiedz
#15
(21-10-2011, 02:54)kordian link napisał(a): A kapsle z mieszanką saletry i ....  ale dymiło :mrgreen:
Pudełko po zapałkach i połamana w środku piłeczka pingpongowaSmile
Powyrywane z encyklopedii kartki z flagami państw (na potrzeby Wyścigu Pokoju z kapsli)
Trzy pierścienie dla królów elfów...
[Obrazek: 3001_30_06_20_1_44_47.jpeg]
 
Odpowiedz
#16
(21-10-2011, 02:54)kordian link napisał(a): A kapsle z mieszanką saletry i ....  ale dymiło :mrgreen:
... latało też całkiem wysoko. Ja robiłem je z zakrętki od butelek po wódce lub podobnych.

A granie "w murek", na złotówki pamiętacie?
Odpowiedz
#17
  Ooooch... - mam i ja swoje wspomnienia... - oto maleńki fragment:
  Wychowywałem się dokładnie w miejscu akcji książki pt "Weisser Dawidek". Jeśli czytał ktoś tę powieść - wie, jaki klimat tutaj panował. Pan Paweł Huelle, autor, niewiele przesadził w opisach zabaw ówczesnych dzieci. Oczywiście, poniosła Go trochę fantazja - to prawo powieści fabularnej, aliści w ogólnych zarysach dużo faktów się zgadza. Przede wszystkim okolica i jej "walory". I, jeśli ktoś oglądał tylko film pod tym tytułem, to powinien ów ktoś wiedzieć, iż przeniesienie akcji powieści na Śląsk minęło się z sensem i zostało całkowicie zafałszowane!
  A już co my wyprawialiśmy w tej okolicy, to przypominając sobie te rzeczy człowiek jakoś szybciej siwieje...
  Kilku z nas nie przeżyło. Siła rażenia znajdowaych tu i ówdzie wybuchowych "zabawek" była wielka, a kto był durniem i nie zachował odpowiednich środków ostrożności - w najlepszym przypadku przypłacał to kalectwem.
  Było też lotnisko we Wrzeszczu. W latach pięćdziesiątych stały na nim szturmowce - chyba IŁ-10. okropnie toto warczało; aż uszy bolały! Czasami zaplątał się jakiś dwusilnikowy samolot (TU-2, czy PE-2?).
  No, i "pasażery"! - latały głównie LI-2, czy też dakoty, albo DC-3 - były one na oko nie do rozróżnienia... W latach sześćdziesiątych pojawiły się Iły-14, Viscounty, a kilka razy lądował nawet Ił-18! Oglądaliśmy z kolegami i Panem Instruktorem, za pozwoleniem służb lotniskowych, oczywiście, polski czteromotorowiec MD-12...
  Umiałem już co nieco sylwetki samolotów rozróżniać - "chodziłem" wówczas do modelarni lotniczej przy Aeroklubie Gdańskim. Od 1959 roku. I, chociaż zajęcia kończyły się dość późno, bo około 2000, nikt z rodziców nie bał się, iż mogłoby coś po drodze się nam przytrafić. I się nie przytrafiało.
  Ogromnym przeżyciem były coroczne pokazy lotnicze organizowane na lotnisku we Wrzeszczu w Swięto Lotnictwa w sierpniu. Piloci Aeroklubu wychodzili ze skóry, aby coś ciekawego pokazać. A byli to starzy piloci. Często z wojennej jeszcze szkoły...
  I pokazywali...
  Najbardziej jednak widowiskowe były pokazy lotnictwa wojskowego.
  Tuż za lotniskiem, gdzie teraz zaczyna się osiedle Przymorze, był poligon wojskowy. Na ten to poligon nasi lotnicy wywalali masę środków pozoracyjnych pokazująch gawiedzi efekty ich "ataków"
  Utkwił również w mojej pamięci pierwszy raz widziany przelot z szybkością ponaddżwiękową samolotu odrzutowego - LIM-a któregośtam.
  To było! - najpierw bezszelestnie, jak duch, przeleciał na kilkumetrowej wysokości samolot (z włączonym pięknie dopalaczem!), a za nim, dopiero po kilkusekundowej przerwie - HUK!!! - jak jasna cholera!
  Jak pisze Pan Prezes - dzieciństwo wówczas było Wielkim Pasmem Wolności.
  Szkołę rozpocząłem w wieku lat siedmiu i kończyłem jeszcze "siedmioklasówkę". Do szkoły chodziłem niedaleko, około 2km, (chociaż obok cmentarza i szpitala wariatów) ale nikt nawet nie pomyślał o jakimś ODPROWADZANIU. To byłoby poniżej godności "dorosłego" ucznia! Nie miałbym życia w klasie! Zarówno koleżanki, jak i koledzy uznaliby mnie za mazgaja i maminsynka!
  Okropność.
  Teraz taki wyrośnięty i wypasiony bachor do i ze szkoły wożony jest autem, później na różne inne, takie tam...
  I, pisze ci taki z błędami, a na zwróconą grzecznie uwagę mówi: - Odpieprz sie! JA mam depilepsje! - czy jakoś tak... nawet nazwać to trudno. No, ale skoro wymyślił ktoś pomroczność jasną...
  Przed rozpoczęciem lekcji był apel, podczas którego starostowie klas zdawali raport staroście szkoły, a on z kolei zdawał raport kierownikowi szkoły o stanie obecności w klasach. Następnie odśpiewywaliśmy hymn młodzieżowy - "Naprzód młodzieży świata" - i rozchodziliśmy się klasami na lekcje.
  Na sprawozdanie z pogrzebu Bieruta zgromadzono całą szkołę w wielkiej sali. Na krześle postawionym z kolei na stole ustawiono silną, dziesięciolampową, (a może nawet więcejlampową?) poniemiecką superheterodynę ( kto wie dzisiaj, co to jest?) i stojąc, w skupieniu słuchaliśmy sprawozdania z Warszawy. O godz. 1200 - pięciominutowy ryk syren i całkowite zatrzymanie wszelkiego ruchu!
  To były silne wrażenia.
  Zimą hokej, a wiosna i jesień - piłka nożna. Latem było zbyt ciepło na piłkę, więc urzędowaliśmy nad stawem, gdzie woda i piasek były czyste, a trawa zielona.
  Staw... - to osobny, wielki rozdział w życiu naszej ferajny.
  Ale się rozpisałem.
  Być może ktoś przeczyta i zastanowi się nad zmianami, jakie czas nam niesie...
  Myślę, iż są i te dobre, i te gorsze.
  Pozdrawiam. ZbiG.
" Lenistwo jest rękojmią zdrowia "
Odpowiedz
#18
Drogi ZbiG'u:
przypomniałeś mi o pokazach lotniczych,jakie pamiętam z dzieciństwa... Coś pieknego!
Zlin akrobat kręcacy piekielne wiązanki na bardzo małej wysokości i blisko publiki...Przelot (chyba) Su7 ( trójka) i to 3 krotnie nad lotniskiem też na małej wysokości ( ok. 100 m),ostatni przelot naddźwiękowo-wrażenia dokładnie takie same... Przelot Jantara nisko nad publicznością -  z lotu nurkowego z...wypuszczeniem balastu wodnego...
Echhh...
Pozdrawiam wszystkich!
Odpowiedz
#19
A za moich czasów  :mrgreen: szczytem odwagi było jeżdżenie na dachu windy w moim bloku. Z perspektywy czasu pomysł debilny ,ale wtedy  :mrgreen: .
Oczywiście były kapsle w dwóch wersjach -kolarze ( po trasie rysowanej kredą na asfalcie ) i mecz  ( rysowało się boisko i jazda) .Potem nastała era Commodore ( przewijanie kaset na magnetofonach z licznikami ) Pegasusa i słynnych na cały wszechświat 168gier min. Mario,Contra , Arcanoid itp.
Nieśmiertelne ,,bączki,, z saletry i BMX na komunie , zbijak na trzepaku i chowany po piwnicach . Ale chyba najlepsze były wyjścia zimą na sanki  za pomnik na Majdanku . Kiedyś kumpel nie zauważył  studzienki i sanki się zatrzymały ,a on pojechał dalej  na tzw. ,,zbity ryj ,, :mrgreen:.
Chodziliśmy też na poligon zbierac łuski i kiedyś żołnierze skopali nam tyłki  :mrgreen: Nikt nie policzy rozbitych kolan i łokci na asfaltowych boiskach . To były czasy  Smile
Przepraszam panią,czy ta chusteczka pachnie chloroformem? :-)
Odpowiedz
#20
Z pokazów pamiętam przelot Mig-23 na bardzo niskiej wysokości i oczywiście baaardzo szybki. Tuż nad głową. Po raz pierwszy (i jedyny) widziałem wtedy drgające powietrze i trawę wraz z nim (zresztą wszystko drgało wokół).
And somewhere/There's someone who cares/With a heart of gold/To have and to hold
Odpowiedz
#21
Ciii, bo potomstwo zacznie nam się buntować  :?

Uśmiałem się i popłakałem .... z nostalgii ....
Odpowiedz
#22
To się stare piernictwo porozklejało[Obrazek: sad0070.gif]



:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

To były czasy, dobre czasy...
Młodzież na pewno to zrozumie... [Obrazek: dziadek.gif]
Odpowiedz
#23
MOze u mnie ne ma zbyt wielu wiosen - ale czas z kazda chwila biegnie szybciej i zaczynam dochodzi c do wniosku ze z kazda minuta nie jestem mlodszy. Jendnakowoz wychowalem sie jescze jako brzdac za czasow socjalizmu - wlasciwie koncowki, i jakos nie interesowal mnie ten typ z wasami mowiacy do mikrofonu i powiewajacy flaga "solidarnosc" xD czekalem na kubusia puchatka (tak mysle), a co.

Jednak co mi utkwilo w pamieci to godziny spedzone poza domem z kumplami z inncyh "klatek", kapsle, samochodziki, kapiszony - saletra a co, rzucanie ceglami (co jest czerwone i szkodzi na zeby??) i co najwazniejsze - moj pierwszy model^^

pamietam jak dzis... w starym zmurszalym opakowaniu,kupiony "od ruskich" olbrzymi (jak na tamte czasy) model zaglowca:d (niestety nie pamietam jaki)pudlo wieksze niz ja, ciezko dostepne - stary upchnal je na szafie - gimnastyki bylo ogrom coby sie do niego dostac:] a potem 2 model PZL LOS:]  nastepnie poszedlem do podstawowki i priorytety sie pozmienialy - mundurki, worki na buty i tarcze. ..

Kiedy tak patrze na swoje mlodziencze lata nigdy jakos nie mam czego zalowac, wszystko bylo takie proste... a i ten czarno bialy socjalizm mial mimo jednak w sobie mase kolorow!

Pozdrawiam wszystkie starocie myslace podobnieBig Grin
Sdkfz 165 Hummel , Pzkpfw I Ausf B , Horch 1a , Flak 38  , Sdkfz 234/2 Puma , Sdkfz 124 Wespe , Sturmgeschutz IV ,

Na warsztacie - Sdkfz 7/1

"Bear in mind closely that I did not see any actual visual horror at the end. To say that a mental shock was the cause of what I inferred - that last straw which sent me racing out of the lonely Akeley farmhouse and through the wild domed hills of Vermont in commandeered motor at night - is to ignore the plainest facts of my final experience(...)"

H.P. Lovecraft Whisperer in darkness
Odpowiedz
#24
Ja rocznik 94, czyli dość młody łebek jestem xD.
Fajne macie wspomnienia i fajnie że o nich piszecie-można sobie porównać wasze dzieciństwo z moim Smile
Ja właśnie z dzieciństwa pamiętam grę w piłkę, bieganie po polach i okolicznych lasach ( wiele tego nie było, ale szło sobie pobiegać Smile). Pamiętam też że biegaliśmy do kościoła satanistów ( to była stara cegielnia bodajże), często tam znajdowaliśmy figurki papieża bez głowy. Kilometry zrobione na rowerze też pamiętam Smile. Nigdy nie cierpiałem powrotów koło 20 do domu ( to jak miałem tak do 8 lat, potem było dłuuużej). Nigdy, przenigdy nie lubiłem chodzić do szkoły, a zaraz po niej odrabiać lekcji, nie cierpiałem tego szczerze. Czytać nauczyłem się ostatni z klasy, ale miałem to gdzieś Big Grin. Pisać do tej pory nie umiem xD.
Ahhh fajne czasy.
Pozdrawiam.
Problemy są po to aby je rozwiązać Smile
Na warsztacie HMS Sheffield ORP Jaskółka HL-2 "Haroldek"
GALERIE & Projekty:
W przygotowaniu Big Grin
Odpowiedz
#25
Ktoś wspomniał o BMX na komunie  PDT_Armataz_01_23, a to oznacza że jest szczylem.  PDT_Armataz_01_28 Za moich lat na komunie dostawało sie piłkę, zegarek Made in CCCP lub wypasioną kolejkę elektryczną PIKO.
Paloną saletrę z cukrem w szkolnej ubikacji u nas nazywało się "kopciem". Pamiętam też puszki z karbidem .
Do kultowych rozgrywek w kapsle (zwłaszcza podczas Wyścigu Pokoju) i wojnę z patykami  można jeszcze dodać grę w noże i podchody. Te kilkugodzinne wyprawy z zagadkami i pułapkami.
Kolekcjonowanie niemal wszystkiego co było można: monety, znaczki, kapsle,historyjki z gum, etykiety zapałczane i piwne, widokówki, pudełka po papierosach (do dziś pamiętam smród Kosmosów), puszki. Jak ktoś na osiedlu miał oryginalną Pepsi to był gościem. Przeważnie widywało się je stojąc na glonojada przy witrynie Pewexu.
Ze wspomnień modelarskich to oczywiście Składnice Harcerskie i plastykowe modele z Czechosłowacji i ZSRR, polskie podróbki żołnierzyków np. Airfixa w skali 1:72 i niezapomniane, ręcznie malowane żołnierze z kiosku.
Poszukiwania  MM, Skrzydlatej Polski i Żołnierza Polskiego, w których były serie tematyczne do wycięcia.
Niemal niedostępne w moim mieście TBiU.
Kolega, który jako pierwszy miał Commodore był niemal Bogiem. Gra River Raid na kasecie już po kilku dniach nie chciała się wgrać, tak była zjechana.
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Sklep wykorzystuje nasze zdjęcia ściągnięte z forum. Piotr D. 28 12,851 20-08-2014, 11:29
Ostatni post: Solo

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości