Cześć
Miłość do tytułowej Mulety de Seixal zdecydowanie była miłością od pierwszego wejrzenia. Gdy zobaczyłem zdjęcie surówki na sąsiednim forum, od razu wiedziałem że muszę mieć ten model sklejony. W momencie kupienia trafił na sam początek listy modeli oczekujących na sklejenie a chwilę później wylądował na macie. Takim to sposobem udało mi się ukończyć pierwszy żaglowiec z mojej modelarskiej karierze. W tym miejscu ukłony należą się autorowi tego (i kilku innych) opracowań małych żaglowców, bo są to modele idealne dla ludzi chcących rozpocząć przygodę z pogranicza modelarstwa i krawiectwa;-) Nie ma wielkich kadłubów, dziesiątek dział, mnóstwa masztów, lin i żagli (chociaż Muleta jest tu pewnym wyjątkiem, bo żagli ma więcej niż niejeden galeon) - czyli tego co do tej pory zniechęcało (przynajmniej mnie) do podjęcia próby sklejenia żaglowca. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wsiąkłem w temat i moja przygoda z żaglowcami na Mulecie z pewnością się nie skończy.
Model został opracowany w skali 1:100. Jak na tę skalę jest bardzo mały, kadłub spokojnie mieści mi się na dłoni. Poszycie kadłuba zostało zaprojektowane z pojedynczych desek układanych na szkielecie oklejonym podposzyciem. Poza olinowaniem jest to najtrudniejszy etap, trzeba się nagimnastykować, żeby nie powyłaziły krowie żebra, a o to nietrudno z racji sporych obłości kadłuba. Ułatwiłem sobie pracę w taki sposób, że układałem kawałek poszycia (dwie, trzy deski) a następnie bardzo solidnie, wręcz do przesady, lakierowałem go lakierem nitro do drewna. Dzięki temu poszycie zamieniało się w twardą skorupę i można było je spokojnie macać bez obawy, że coś się pozapada. Sklejenie kadłuba to robota na 3-4 dni. Potem zaczyna się robić ciekawiej. Model ma sporo żagli. Do tego etapu nie można podchodzić "z marszu", trzeba się zapoznać z przebiegiem wszystkich lin a następnie zaplanować co i w jakiej kolejności będziemy robić. Początkowo wiązanie linek nie jest trudne, ale w miarę przybywania kolejnych, manewrowanie pęsetą pomiędzy już zamocowanymi linkami robi się coraz trudniejsze. Mocując główny maszt starałem się robić takie wiązania jak na prawdziwej Mulecie, ale udało się tylko w przypadku najgrubszych linek. Później były zazwyczaj najprostsze supły + kropelka cyjanopanu. Żagle wycinane laserowo są z wyd. WAK. Od razu po rozpakowaniu trzeba je zaimpregnować, żeby nie rozłaziły się na rogach i krawędziach (to również zrobiłem za pomocą lakieru nitro do drewna). Jak wspomniałem, w miarę przybywania żagli i linek robota staje się coraz trudniejsza, na koniec myślałem, że osiwieję ;-) Ale się udało. Bloczki zastosowałem drewniane. Mniejsze z pojedynczym otworem produkcji Artesania Latina (bardzo ładne), z trzema otworami to jakieś no name (zdecydowanie mniej ładne).
Gwoli wyjaśnienia - skąd "oko" i pomysł na zmianę kolorów. Po prostu dałem ciała. W pewnym momencie układając deski poszycia "zgubiłem" na dziobie symetrię. Patrząc od przodu deski na jednej burcie były ułożone inaczej niż na drugiej. Odrywanie nie wchodziło w grę, musiałem jakoś to zamaskować. Jako, że Mulety bywały kolorowe (często powtarzającym się motywem było oko na dziobie) skorzystałem z tego, w corelu narysowałem oko wraz z tłem, wydrukowałem na cienkim papierze i zakleiłem swoje babole. A żeby ten dziób za bardzo nie odstawał wyglądem od reszty modelu, postanowiłem też zrobić nadburcia w odpowiednim kolorze.
Uwagi dla potencjalnych sklejających:
- to co jest oznaczone jedną lub dwoma gwiazdkami (*) należy pogrubić do 0,5mm lub 1mm (a nie podklejać tekturą 0,5mm lub 1mm)
- część nr 2 jest za długo, trzeba ją skrócić o 1 mm od strony ładowni (żeby zmieścić tam wręgę 11)
Zapraszam do oglądania:
I jeszcze jedno, obrazujące wielkość modelu:
Miłość do tytułowej Mulety de Seixal zdecydowanie była miłością od pierwszego wejrzenia. Gdy zobaczyłem zdjęcie surówki na sąsiednim forum, od razu wiedziałem że muszę mieć ten model sklejony. W momencie kupienia trafił na sam początek listy modeli oczekujących na sklejenie a chwilę później wylądował na macie. Takim to sposobem udało mi się ukończyć pierwszy żaglowiec z mojej modelarskiej karierze. W tym miejscu ukłony należą się autorowi tego (i kilku innych) opracowań małych żaglowców, bo są to modele idealne dla ludzi chcących rozpocząć przygodę z pogranicza modelarstwa i krawiectwa;-) Nie ma wielkich kadłubów, dziesiątek dział, mnóstwa masztów, lin i żagli (chociaż Muleta jest tu pewnym wyjątkiem, bo żagli ma więcej niż niejeden galeon) - czyli tego co do tej pory zniechęcało (przynajmniej mnie) do podjęcia próby sklejenia żaglowca. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wsiąkłem w temat i moja przygoda z żaglowcami na Mulecie z pewnością się nie skończy.
Model został opracowany w skali 1:100. Jak na tę skalę jest bardzo mały, kadłub spokojnie mieści mi się na dłoni. Poszycie kadłuba zostało zaprojektowane z pojedynczych desek układanych na szkielecie oklejonym podposzyciem. Poza olinowaniem jest to najtrudniejszy etap, trzeba się nagimnastykować, żeby nie powyłaziły krowie żebra, a o to nietrudno z racji sporych obłości kadłuba. Ułatwiłem sobie pracę w taki sposób, że układałem kawałek poszycia (dwie, trzy deski) a następnie bardzo solidnie, wręcz do przesady, lakierowałem go lakierem nitro do drewna. Dzięki temu poszycie zamieniało się w twardą skorupę i można było je spokojnie macać bez obawy, że coś się pozapada. Sklejenie kadłuba to robota na 3-4 dni. Potem zaczyna się robić ciekawiej. Model ma sporo żagli. Do tego etapu nie można podchodzić "z marszu", trzeba się zapoznać z przebiegiem wszystkich lin a następnie zaplanować co i w jakiej kolejności będziemy robić. Początkowo wiązanie linek nie jest trudne, ale w miarę przybywania kolejnych, manewrowanie pęsetą pomiędzy już zamocowanymi linkami robi się coraz trudniejsze. Mocując główny maszt starałem się robić takie wiązania jak na prawdziwej Mulecie, ale udało się tylko w przypadku najgrubszych linek. Później były zazwyczaj najprostsze supły + kropelka cyjanopanu. Żagle wycinane laserowo są z wyd. WAK. Od razu po rozpakowaniu trzeba je zaimpregnować, żeby nie rozłaziły się na rogach i krawędziach (to również zrobiłem za pomocą lakieru nitro do drewna). Jak wspomniałem, w miarę przybywania żagli i linek robota staje się coraz trudniejsza, na koniec myślałem, że osiwieję ;-) Ale się udało. Bloczki zastosowałem drewniane. Mniejsze z pojedynczym otworem produkcji Artesania Latina (bardzo ładne), z trzema otworami to jakieś no name (zdecydowanie mniej ładne).
Gwoli wyjaśnienia - skąd "oko" i pomysł na zmianę kolorów. Po prostu dałem ciała. W pewnym momencie układając deski poszycia "zgubiłem" na dziobie symetrię. Patrząc od przodu deski na jednej burcie były ułożone inaczej niż na drugiej. Odrywanie nie wchodziło w grę, musiałem jakoś to zamaskować. Jako, że Mulety bywały kolorowe (często powtarzającym się motywem było oko na dziobie) skorzystałem z tego, w corelu narysowałem oko wraz z tłem, wydrukowałem na cienkim papierze i zakleiłem swoje babole. A żeby ten dziób za bardzo nie odstawał wyglądem od reszty modelu, postanowiłem też zrobić nadburcia w odpowiednim kolorze.
Uwagi dla potencjalnych sklejających:
- to co jest oznaczone jedną lub dwoma gwiazdkami (*) należy pogrubić do 0,5mm lub 1mm (a nie podklejać tekturą 0,5mm lub 1mm)
- część nr 2 jest za długo, trzeba ją skrócić o 1 mm od strony ładowni (żeby zmieścić tam wręgę 11)
Zapraszam do oglądania:
I jeszcze jedno, obrazujące wielkość modelu:
Pozdrawiam
Piotr
Piotr